środa, 5 grudnia 2012

Co z tym trotylem?




Posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości pod przewodnictwem Ryszarda Kalisza było emocjonujące. Naczelny prokurator wojskowy Jerzy Artymiak przyznał, że "niektóre detektory wykazały obecność trotylu (TNT). Co nie oznacza, że mamy do czynienia z materiałami wybuchowymi. To samo pokazały po zbliżeniu ich do pasty do butów".

Co z tym trotylem? Niedawno (30 października) Cezary Gmyz, były dziennikarz "Rz" niemal przewrócił rząd, publikując materiał o trotylu na tupolewie smoleńskim, uratował wówczas sytuację polityczną prokurator wojskowy płk Ireneusz Szeląg.

Oczywiście był na komisji Antoni Macierewicz, który wdał się w utarczki słowne. Niemniej sprawa z trotylem musi być wyjaśniona dość szybko i przekonująco.

Prokuratura jest ostrożna. Producent sprzętu do wykrywania śladów materiałów wybuchowych, Jan Bokszczanin, twierdzi, iż "jeśli takie urządzenie wskazuje, że był to trotyl, to prawdopodobieństwo, iż nie był to trotyl, jest równe zeru".

Czy jest coś na rzeczy z trotylem? A przede wszystkim z wybuchem. Najlepsi fachowcy muszą tę "bombę" rozbroić, bo jest w stanie wysadzić Polskę. Na Twitterze takie oto ćwierkanie miało miejsce: